Witajcie, przepraszamy, że tak dawno nas nie było. Po prostu egzaminy gimnazjalne bliziutko i musimy się do nich przygotować. Obiecujemy, że po tej katordze rozdziały będą pojawiać się częściej i nadrobimy wasze blogi, o których pamiętamy. Jest nam ogromnie miło, że czekacie na kolejne rozdziały. Jeszcze raz przepraszamy i mamy nadzieję, że siódma część "I Wanna Hold You" chociaż trochę was zainteresuje.
PRZEPRASZAMY ZA USTERKI NA STRONIE!
~~~~~~*****~~~~~~
Perspektywa Leonie
Energicznie zeszłam po chodach chowając do kieszeni telefon. Uśmiechnięta od ucha do ucha podążyłam w stronę kuchni. Nalewałam sobie soku do szklanki, kiedy to usłyszałam ochrypły głos, który bardzo dobrze znałam.
- O widzę, że humor dopisuje? - Przestraszona rozlałam ciecz na mebel.
- Boże, tato nie strasz mnie tak! - bicie mojego serce z sekundy na sekundę powoli się normowało, ale nadal czułam jakbym miała je w gardle. Myślałam, że jestem sama w domu, a tutaj rodziciel uracza mnie swoim barytonem. Zawsze chciałam, żeby mój mężczyzna miał taki głos. Męski i niski...Szczerze mówiąc tacie nie za bardzo on pasował. Był jego przeciwieństwem. Papa Tim to radosny, posiadający wielkie poczucie humoru, duży chłopczyk. Zawsze jednak umie pocieszyć i wesprzeć w trudnych chwilach. Pamiętam, jak kiedyś mama nie pozwoliła mi pójść na ognisko, które zaczynało się dopiero o 22:00. Przyszedł wtedy do mnie i szepnął bym zmykała, z tego łóżka pełnego chusteczek. Otarłam w tamtym momencie mokry nos o rękaw po czym rzuciłam się w objęcia jedynego, ważnego mężczyzny w moim życiu.
Ojciec uśmiechnął się serdecznie, przekartkowując dzisiejszą gazetę.
- Jest coś ciekawego? - spytałam opierając się o szafkę.
- Poza tym, że złapali jakiegoś dilera na gorącym uczynku to nie - odpowiedział nie spuszczając wzroku ze strony czasopisma.
- Boże, że tylu ludzi zeszło na złą drogę - wyszeptałam rozczarowana, a następnie wlałam do ust resztkę soku z literatki.
- Widzisz córeczko, na ziemi nie mogą żyć takie same aniołki jak ty, no i oczywiście ja - Wybuchłam śmiechem
- No co? Ja nie mam sobie nic do zarzucenia, nic a nic - tłumaczył, podnosząc ręce do góry w geście niewinności.
W pewnej chwili moje myśli znów powróciły do artykułu. Dusiła mnie pewna myśl.
- Tato, czemu ludzie sami niszczą sobie życie? - nastała chwila ciszy, dlatego kontynuowałam. - No bo przecież ten więzień nie musiałby dilować. Mógłby być normalnym, porządnym człowiekiem... - Tim wysunął twarz zza gazety. Przyglądał mi się przez chwilę. Najwyraźniej moje słowa dały mu do myślenia.
- Nie wiem...- Odpowiedział - Może są do tego zmuszeni, a może lubią tą adrenalinę i łamanie prawa.
- Ciężko mi to wszystko pojąć - po tych słowach odstawiłam szklankę do zlewu, mogłabym ją od razu opłukać, ale jestem strasznym leniem, dlatego zostawiłam ją tam na pastwę losu.
- Wybierasz się gdzieś?- spytał
- Tak, idę na miasto - wydukałam, w nadziei, że tyle informacji mu starczy.
- Czyżby z tym kędzierzawym chłopcem? - w tym momencie moja twarz diametralnie zmieniła się na odcień zupy buraczanej.
- Tak. On ma na imię Harry - odpowiedziałam złośliwie.
- Dobrze, dobrze o nic więcej nie pytam. Rozumiem cię ja też przechodziłem kiedyś pierwszą miłość...
- Tato! - szybko przerwałam jego wypowiedź - To tylko mój kolega, nic więcej. - Widząc nie przekonaną minę Tima dodałam - Gdyby nie on siedziałabym całymi dniami w domu, tego chcesz?
- A czy ja mam coś przeciwko? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Widząc moją złowieszczą minę szybko odpuścił. - Dobrze, czyli w takim razie baw się dobrze ze swoim nowym kolegą. - uśmiechnęłam się serdecznie
- Tak o wiele lepiej papciu - podbiegłam do niego i ucałowałam w czoło, na którym przejawiały się już pierwsze oznaki starości. W tym momencie w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzałam w stronę taty na pożegnanie.
- To na razie! - krzyknęłam wybiegając z pomieszczenia.
Szybko powędrowałam do korytarza. Przez szybę drzwi wejściowych można był z łatwością rozpoznać gościa. Zdradzała go ta bujna czupryna. Nerwowo pociągnęłam klamkę. Przed sobą ujrzałam zielonookiego chłopaka w białej bluzie i czarnych jeansach. Jak zwykle uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Cześć, gotowa?
- Tak, tylko... - założyłam szybko buty - Już - posłałam mu uśmiech - To gdzie mnie dzisiaj zabierasz? - spytałam ciekawa. Wiedziałam, że na pewno wymyślił coś wyjątkowego.
- Zobaczysz - wyszeptał cicho, jakby bał się, że ktoś usłyszy - Jego zachowanie sprawiło, że zachciałam nowych przygód. Od momentu poznania tego chłopaka, zaczęłam się częściej uśmiechać i wyłapywać szczęście, które niesie nam los. Nauczyłam się po prostu cieszyć z życia.
Szłam obok Harry'ego. Co jakiś czas spoglądałam na niego, jakby z jego wyrazu twarzy można było odczytać dokąd zmierzamy. Po piętnastu minutach staliśmy przed pomalowanym na czerwono budynkiem. Wydawał się dosięgać nieba. Nad drzwiami widniał wielki baner z napisem "Roulette". Weszliśmy do środka. Opary dymu papierosowego i duchota spowodowana znaczną liczbą ludzi wywołały u mnie lekkie przyduszenie. Do tego ciemność, która nie za bardzo mi się spodobała doprowadziła mnie do stanu nie małego lęku. Szłam za Styles'em, który od czasu, do czasu posyłał mi tajemniczy uśmiech. Przechodząc pomiędzy stolikami czułam na sobie zachłanny wzrok mężczyzn, którzy lustrowali moją całą postać, ukazując przy tym swoje żółte zęby.
Nagle zatrzymaliśmy się przed barem. Lokowaty usiadł na krzesełku i zaczął stukać palcami o blat. Widząc, że ciągle stoję zaproponował
- Usiądziesz?
- Harry, po co mnie tu przyprowadziłeś?
- Musze załatwić pewną sprawę i zaraz stąd zwiewamy - wcześniej nie mogłabym się jego o to zapytać, ale teraz czułam w sobie nadzwyczajną odwagę.
- Jaką sprawę? - spytałam lekko poirytowana. Głośna muzyka tylko jeszcze bardziej mnie pobudziła.
- Muszę oddać kumplowi kasę, to wszystko - odpowiedział ze wzrokiem wbitym w swoją dłoń, której palce tańczyły kankana na brązowej ladzie.
- Co podać - spytał od niechcenia ubrany w białą koszulę i czarną muchę około 30 letni barman, który właśnie wycierał blat.
- Nic, ja do Malika - Mężczyzna wstrzymał rękę ze ścierką i spoglądnął przeszywającym wzrokiem na Harry'ego, a potem na mnie.
- A kto pyta? - spojrzał wykrzywiając brwi w ostry łuk.
- Harry, będzie wiedział o kogo chodzi - Zielonooki zachowywał się jak nigdy wcześniej. Był taki poważny, a za razem przerażający. Taka postawa całkowicie do niego nie pasowała. Zawsze widywałam go, jako pozytywnie nastawionego do świata i ludzi chłopaka, a teraz... był zupełnie inny. Zero uśmiechu, a w jego głosie nie dało się słyszeć tej radości, którą obdarowywał mnie podczas każdego spotkania.
30-latek kiwnął głową po czym ruszył w stronę czarnych drzwi. Nie pojawiał się przez dobre 10 minut. Siedziałam cicho, jak mysz pod miotłą oglądając setki butelek z alkoholem. Wyglądały jak tęcza, która tak samo jak rozjaśnia pochmurne niebo, nadaje życie tej ponurej norze.
Nagle w owych drzwiach stanął barman a za nim znajomy mi mężczyzna. Przez moment nie mogłam oddychać. Coś spowodowało, że nie potrafiłam wykonać tak prostej czynności. To jego widziałam wtedy przed szkołą. Ciemne włosy, niedbale postawione na żel i kilkudniowy zarost. Tak, to musiał być on. Nie wiem, dlaczego zapamiętałam go tak dokładnie. Może przez to, że miał coś wspólnego z Harrym? Szedł zamaszyście w naszą stronę, zapinając guziki czarnej koszuli. Na jego twarzy malował się gniew. Spoglądnął na Harry'ego po czym krzyknął.
- Kurwa, mógłbyś wybierać lepsze momenty na transakcje? Siedziałam w bezruchu, mój wzrok utkwił na klatce piersiowej mężczyzny, która do połowy była roznegliżowana. Znajdowało się na niej kilka tatuaży. Za wszelką cenę chciałam dojść do tego, co przedstawiają, ale mężczyzna zapiął ją na ostatni guzik. Czując na sobie spojrzenie nieznajomego nieśmiało uniosłam wzrok ku górze. Wtedy napotkałam to pogardliwe spojrzenie i pewny wyraz twarzy, z którego można było wyczytać pewne rozdrażnienie. Nerwowo przełknęłam ślinę. Ten wzrok mnie porażał.
- Ja pierdole! Ile razy ci mówiłem, byś przychodził sam, co? Przecież to dziecko rozgada o nas pierwszej lepszej osobie!
- Możesz być spokojny, ona nic nie powie - "O czym nie powie?" myślałam w duchu. Nie wiedziałam o co tu chodzi, siedziałam z pochyloną głową bawiąc się palcami. Nie chciałam na niego patrzeć. Jego towarzystwo całkowicie mnie onieśmielało, do tego po prostu się go bałam. Już na pierwszy rzut oka zdawał się być wulgarny i nieokrzesany. Z jego stylu mówienia dało się wyczytać, że uważał wszystkich za nie wartych dłuższej uwagi.
- Mniejsza o to. Zjeżdżaj mała - spoglądnął na mnie z wyższością - A my musimy poważnie porozmawiać - zwrócił się do Harry'ego. Wstałam i spoglądnęłam na loczka. Ten wymusił uśmiech mówiąc
- Usiądź sobie gdzieś, ja zaraz przyjdę. Nie czułam nóg w jednej sekundzie stałam się obiektem pogardy. Ręce trzęsły mi się jak chorej osobie. Nie ze strachu, teraz czułam w sobie coś zupełnie innego. Czułam się upokorzona. Gdybym tylko potrafiła wypowiedzieć chociażby jedno słowo, na pewno bym się obroniła. Ale to było silniejsze ode mnie. On miał nade mną całkowitą kontrolę. Przysiadłam na jednym z wielu krzesełek i kątem oka obserwowałam mulata. Mówił coś do loczka gestykulując dłońmi. Ten, jak uczeń siedział i wsłuchiwał się w jego słowa. Następnie zielonooki wyciągnął z kieszenie rulonik. Od razu zauważyłam, że jest to zwitek dolarów. Nie mogłam uwierzyć, że to tylko oddanie długu. Gdyby to spotkanie polegało tylko na tym nie kazaliby mi odejść. Tu chodziło o coś całkiem innego. Mężczyzna zapalił papierosa i wpuścił dym do płuc, następnie dokładnie przeliczył pieniądze. Kiedy skończył swój wzrok skierował w moją stronę. Mówił coś przez chwilę nie odrywając źrenic z mojej osoby. Czułam się niestosownie, nigdy nie lubiłam, gdy ktoś na mnie patrzył, a jego spojrzenie było jeszcze bardziej krępujące. Harry odwrócił się do mnie i coś odpowiedział mulatowi. Nagle nieznajomy zaczął kierować się w stronę czarnych drzwi. Złapał za klamkę, kiedy już miał odchodzić w ostatniej chwili odwrócił wzrok w moim kierunku i spoglądając prosto w oczy, z kamienną twarzą zniknął za czarnymi wrotami.