środa, 26 lutego 2014

Rozdział 2 „Człowiek rodzi się wol­ny a po­tem sam poz­wa­la założyć so­bie kajdany"


Perspektywa Leonie

      Harry zapukał trzykrotnie do drzwi. Po usłyszeniu stłumionego "proszę" weszliśmy do środka. Klasa była dość duża, jednak nie to wywarło na mnie największe wrażenie. W sali numer 322 znajdowało się laboratorium. Te wszystkie szklane probówki z nieznanego pochodzenia miksturami i mikroskopy były tym, co od dziecka kochałam. Zawsze bawiłam się w małego chemika, z czasem moje zainteresowanie zanikło, gdyż w starej szkole doświadczenia były zabronione. Z bardzo prostego powodu - braku funduszy na zabezpieczenia przeciwpożarowe. Szybko jednak powróciłam do rzeczywistości, ponieważ zorientowałam się, że cała klasa skierowała wzrok w naszą stronę. Nigdy nie lubiłam rzucać się w oczy, a teraz każdy mój ruch i gest był przeszywany do najcieńszej nitki. Miałam wrażenie jakby wstąpili do mojego mózgu i wsłuchiwali się w każdą jego myśli. Na krześle za biurkiem siedziała starsza pani, trzymała w ręku długopis i najprawdopodobniej sprawdzała zadanie uczniowi, gdyż ten stał i spoglądał przez jej ramię na zeszyt. Skrzywiła się na nasz widok, chociaż jej wzrok miał na uwadze jedynie Harry'ego.
- O pan Styles uraczył nas swoją obecnością. - kobieta pokiwała krytycznie głową i spojrzała w moją stronę. - Młoda damo, jeśli dyrektor kazał ci przyprowadzić tego łotra, to już wykonałaś swoją pracę. Dziękuję możesz iść - Czym dłużej byłam w towarzystwie tej kobiety, tym bardziej malała moja sympatia do niej. Już po pierwszej minucie dało się wyczuć, że jest surowa i stanowcza w tym co robi.
- Dzień dobry Pani Cook, przepraszamy za spóźnienie, ale...
- Oszczędź sobie Harry. Nie chcę wysłuchiwać twoich kolejnych, śmiesznych i wymyślanych na poczekaniu historii.
- Ależ proszę pani - Harry udawał skruchę -Ja jeszcze nigdy pani nie okłamałem i w żadnym wypadku nie zamierzam - w tym momencie w pomieszczeniu dało się słyszeć cichy chichot uczniów. Po chwili chłopak dodał. - Przed zajęciami pan Relling kazał mi zanieść do składzika kartony z środkami chemicznymi. Trochę ich było dlatego zajęło mi to 10 minut lekcji. Kiedy skończyłem zauważyłem Leonie - w tym momencie wskazał na mnie - Jest nową uczennicą naszej szkoły, nie mogła odnaleźć sali, dlatego postanowiłem jej pomóc. Okazało się, że ma chodzić do tej klasy - Kobieta wsłuchiwała się w słowa lokowatego. Gdy skończył zlustrowała moją postać od góry do dołu. Po chwili namysłu rzekła - Tak dyrektor wspominał o nowej uczennicy. Przypomnij mi jak się nazywasz? - Leonie Evans - wydukałam, co było bardzo trudne, gdyż cały czas miałam wrażenie, że wszyscy czekają na jakąś wpadkę z mojej strony. - Proszę usiądź, a tobie Harry znów się upiekło. Lokowaty tylko się uśmiechnął i podążył za mną. Kiedy był już odwrócony plecami do nauczycielki. Zaczął przedrzeźniać jej słowa i wykonywać dziwne miny, które po dłuższym przyglądnięciu, na prawdę miały coś wspólnego z panią Cook. Usiadłam obok blond dziewczyny, do której próbowałam się uśmiechnąć, lecz ona nie spoglądnęłam ani razu w moim kierunku. Siedziała ze wzrokiem przykutym do zeszytu i rysowała dziwne kształty. Takie inne, wręcz bardzo oryginalne. Harry przywitawszy się piątką najprawdopodobniej ze swoim kumplem, usiadł za nim rzucając niedbale plecak pod ławkę. Szatyn, z nieładem na głowie, odwrócił się do niego i szepcząc specjalnie tak, by wszyscy usłyszeli zapytał - A ona też była w tym składziku? Wtedy cała klasa wybuchła, cała oprócz mnie i dziewczyny obok. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, że już nigdy nie pokażę się światu. Do tego w jednej sekundzie znienawidziłam chłopaka w białej bluzce i niebieskich jeansach, który w tym momencie leżał na blacie śmiejąc się nieubłaganie. Panna Cook próbowała uciszać zebranych, ale jej interwencja na nic się nie zdała. Po minucie grono ucichło. Postanowiłam, że nie dam się tak łatwo poniżyć, dlatego bez drgnienia przyglądałam się postaci, przez którą przed chwilą zostałam nazwana, może nie dosłownie ale jednak - "łatwą laską". Mój wzrok utkwił na jego twarzy, specjalnie patrzyłam mu prosto w oczy, by poczuł się niestosownie. Ode mnie nie można było wyczytać żadnych emocji. Na początku szatyn próbowała nie zwracać uwagi na moje zachowanie, lecz po pewnym czasie zaczął się wiercić i poprawiać włosy. Co chwila spoglądał w moją stronę, w nadziei, że zmieniłam obiekt zainteresowań. Kiedy widziałam, że już ma dosyć, z satysfakcją odpuściłam i zajęłam się lekcją. Tak, to zawsze działało, działa i będzie działać - pomyślałam
       Po zajęciach z chemii, zaczęłam wodzić wzrokiem za Harry'm. Miałam nadzieję, że pomoże dostać mi się na kolejną lekcje. Jednak on zniknął. Najprawdopodobniej poszedł gdzieś z tym swoim kumplem, którego nie trawiłam.
Nie wiedziałam co robić. Wydawało mi się, że jestem w ślepej uliczce, z której nie ma wyjścia. Już miałam podchodzić do pierwszej lepszej osoby prosić o pomoc, kiedy to wyłoniła się przede mną postać niskiego chłopaka. Miał blond włosy, zapewne farbowane, gdyż przy głowie przebijały się oznaki brązu. Jego ubranie w przeciwieństwie do Harry'ego, nie składało się z oryginałów, ale wyglądał bardzo zadbanie. Na jego twarzy malował się szeroki uśmiech, a koszula w kratę sprawiła, że wyglądał dość dziecinnie.
- Cześć, jestem Niall - w pierwszej chwili nie skojarzyłam, dlatego lekko spóźniona odpowiedziałam.
- Cześć - blondyn najwyraźniej zauważył, że go nie poznaje, dlatego dodał
- Jesteśmy w tej samej klasie - Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne, odwzajemniłam uśmiech i roztrzepana krzyknęłam.
- Ooo, przepraszam! Nie zauważyłam cię w sali- Niall lekko zdziwiony wytłumaczył
- To ja stałem przy tablicy, kiedy weszliście. Pani Cook ostatnio się na mnie uwzięła i ciągle sprawdza moje zadania - wymamrotał lekko poirytowany.
- A no tak, już pamiętam - uśmiechnęłam się serdecznie. Wiedziałam, że sama nie poradzę sobie w tej twierdzy, dlatego zapytałam.
- Niall, czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie mamy następną lekcję, jestem tu pierwszy raz i zbytnio się nie orientuję...
- Tak, jasne - przerwał moją wypowiedź - Następna jest fizyka, sala 98 - oboje się skrzywiliśmy - Jeśli chcesz mogę cię oprowadzić. Przystałam na jego propozycję. Nie, raczej byłam przeszczęśliwa, gdyż nie znając żadnego zakątka czułam się, jak igła w stogu siana. Nowy kolega pokazał mi sekretariat, za co byłam mu bardzo wdzięczna, ponieważ wreszcie mogłam odebrać plan lekcji, do tego przydzielono mi szafkę i dano do niej mały, niebieski kluczyk. Od razu schowałam go do portfela, by przypadkiem się nie zgubił. Potem Niall oświecił mnie w sprawie znajdowania się damskich toalet. Od razu przestrzegł, że zazwyczaj przesiadują tam, tak zwane gwiazdy szkolne na poprawianiu makijażu lub malowaniu paznokci. Poza tym wskazał mi drogę do dyrektora, sali wychowania fizycznego i biblioteki. Wiedziałam, że jestem mu dłużna za to, że bezinteresownie mi pomógł. Do tego normalnie w świecie go polubiłam. Był taki ludzki i miły, że przez moment pomyślałam, że może byśmy do siebie pasowali, jednak szybko się ocknęłam, gdyż z moich myśli wybudził mnie dzwonek na lekcję.
       Szperałam w szafce układając książki. Przyszykowałam sobie ostatnią lekcję na dziś - WOS. Kiedy przekręcałam drzwiczki zauważyłam, że obok mnie stoi ta sama dziewczyna, z która siedziałam na chemii. Przyczepiała serduszka na okładkę podręcznika. Zdziwiło mnie po co to robi.  Przez jakiś czas zastanawiałam się, czy to dobry pomysł, lecz po chwili się odezwałam.
- Hej, jestem Leonie - wysunęłam w jej stronę dłoń i uśmiechnęłam się najszerzej, jak tylko potrafiłam. Przestraszona blondynka spojrzała na mnie pytająco. Patrzyła mi prosto w oczy. Jej spojrzenie wypalało w moich źrenicach dziury. Było w nim coś innego, jakby strach pomieszany z cierpieniem. Nagle spuściła głowę i jak najszybciej potrafiła, nie powiedziawszy ani słowa odeszła.

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 1 „Każda sekunda to nowe życie”

Perspektywa Leonie


     Koło mojego łóżka przebiegła dziewczynka. Malutka, chudziutka kruszynka. Na głowie miała wianek z bialutkich stokrotek. Był za duży na jej malutką głowę. Ciągle poprawiała go nerwowo, by nie opadł na szyje. Jej niebieska sukienka zakrywała czerwone, zadrapane kolano. Gdy kręciła się podśpiewując piosenkę, falbany wznosiły się ku górze, jakby zaraz miała odlecieć do nieba. Była taka beztroska i szczęśliwa. Nie zwracała uwagi na rozwichrzone, brązowe włosy, które wchodziły jej do oczu. Delikatnie nimi pomrugiwała i dalej liczyła pszczoły spijające nektar z kwiatów. Nie obawiała sie niczego. Nie miała świadomości, że mogą sprawić ból, zostawić ślad, a nawet doprowadzić do śmierci. Przyglądałam sie jej uważnie, bo kogoś mi przypominała. Łączyła nas pewna więź... Czułam w sobie zazdrość, brakowało mi tej radości z błahych rzeczy, tego zwariowanego stylu bycia i kochania samej siebie. Siedzę samotnie na łóżku, nie wiem, czy kiedykolwiek się jeszcze uśmiechnę, czy chociaż raz poczuje ulgę w sercu i nadzieje na lepsze jutro. Nagle usłyszałam mały szmerek. Schyliłam sie w stronę mojej niebieskiej pościeli, na której widniały małe plamki. Mokre groszki, które co chwila wsiąkały w materiał, stając się coraz bardziej obszerne. Dotknęłam palcem mokrego skrawka mięciutkiego materiału. Te zimne wzorki dostarczyły mi ulgi. Sprawiły, że przez moment moja dusza się uspokoiła. Dotykając go opuszkiem palca spoglądałam w jeden punkt. W malutką kropeczkę przypominającą serce. W pewnym momencie znikło. Rozpłynęło się i odeszło. Już nigdy nie powróci. Podkuliłam nogi i oparłam brodę na kolanach. Bujałam się tak przez kilka minut. Nie wiem, po prostu chciałam się czymś zająć, chciałam odpłynąć w inny świat harmonii i niepamięci. Nagle coś nierównego na czubku brody, przeszkodziło mi w tej czynności. Spojrzałam na kolano, ta biała smuga, tylko przypominała mi smak cierpienia. Była zagojona, ale nadal czasami ją odczuwałam. Zakryłam ją spodniami i spoglądnęłam na dziewczynkę. Teraz już wiedziałam kim jest, wiedziałam skąd ją znam. Pomachałam jej na dobranoc i utuliłam się w puchową kołdrę.
     Gwałtownie otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach. Próbowałam poskładać w całość, to co się przed chwilą wydarzyło. Dziwne, jakie niesamowite historie mogą nam się wytworzyć w głowie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 6:00. Wiedziałam, że przez emocje związane z pierwszym dniem w nowej szkole, nie zasnę już nawet na sekundę, dlatego postanowiłam wstać. Powolnym krokiem podeszłam w stronę okna, by podciągnąć roletę. W parku poza gęstą mgłą, nie znajdowała się żadna żywa dusza. Gdybym teraz miała się tam znaleźć sama, poczułabym strach w sercu. Opar całkowicie, uniemożliwiał orientację w terenie. Otworzyłam drzwiczki i wzięłam głęboki wdech. Zimne powietrze orzeźwiło moje ciało. Poczułam się błogo, co ostatnio zdarzało się bardzo rzadko. Od czasu do czasu dało się słyszeć auta przejeżdżające przez pobliską ulicę, ale nawet ten mały hałas nie przeszkodził mi w rozmyśleniach. Zastanawiałam się, czy odnajdę się w nowej szkole, czy klasa przyjmie mnie ciepło. Chciałam również poznać kogoś, kto mógłby się stać moim przyjacielem, z kim mogłabym szczerze porozmawiać i najzwyczajniej w świecie się powygłupiać. Przez myśl przemknęło mi jedno pytanie, którego nie dopuszczałam do swojej świadomości, jednak było silniejsze ode mnie "Czy znajdę miłość swojego życia". Może wydawać się wam to śmieszne, że szesnastolatka myśli o stałym związku, lecz muszę wam się przyznać, że jestem osobą  starej daty. Chcę tego jedynego, którego będę pragnąć ponad życie, który będzie mnie wspierał i pokocha taką jaką jestem. Nie szukam ideału, bo one nie istnieją. Gdybym kierowała się tą zasadą, to zostałabym samotna do końca życia. Wszyscy mamy mocne i słabe strony. Nie sztuką jest znaleźć sobie drugą połówkę bez problemów, sztuką jest przechodzić przez nie razem.
Zamknęłam okno i szurając moimi różowymi bamboszami po dywanie, podążyłam na dół do kuchni. Przywitała mnie tam mama, która jak zawsze szykowała mi śniadanie, z czystego braku zajęcia. Nigdy nie pracowała, szczerze mówiąc nie miała po co. Tato zarabiał wystarczająco na utrzymanie rodziny. Na stole widniały gorące naleśniki i dwa nakrycia. Ojciec nigdy nie jadał z nami rano, bo wychodził jak jeszcze spałam. Trzeba przyznać, że ma ciężki żywot. Nie raz pracuje całe dnie, a czasami nawet zarywa noce, by skończyć projekt. Mówi, że jeśli tylko będę chciała to odziedziczę po nim firmę. Niby lubię przedmioty humanistyczne, ale zdając sobie sprawę z tych wszystkich wyrzeczeń, chyba zrezygnuję z jego propozycji.
      - O już jesteś? - spytała uśmiechnięta od ucha do ucha mama, która właśnie kładła dżem na stół. Widząc moją zrozpaczoną minę szybko dodała – Słońce, wszystko będzie dobrze. Każdy na twoim miejscu czułby się nie pewnie, ale uwierz, poznasz nowych ludzi i wszystko się unormuje - Właśnie to był jeden z milionów powodów, za które kochałam swoją rodzicielkę. Ona zawsze wiedziała co mnie gnębi. Nie musiałam nic mówić, wyczytywała to z moich oczu.
      - Ta jasne, Będą się na mnie gapić, jak na dziwoląga - odburknęłam. Nastała chwila ciszy, którą przerwał mój piskliwy głos - Mamo, oni mnie nie zaakceptują! - opadłam bezradnie na krzesło.
      - Córeczko nie uważasz, że trochę przesadzasz? Nie tylko ty jedyna na świecie zmieniłaś szkołę. Czasami w życiu trzeba się przeprowadzić. Wszystko będzie dobrze. – mama spojrzała na zegarek - Teraz jedz, bo już późno, a masz kawałek drogi.
      Wybiegłam z domu jak torpeda, mniej więcej kojarzyłam, gdzie znajduje się moja nowa szkoła, bo przejeżdżaliśmy koło niej podczas drogi. W połowie trasy byłam całkowicie wykończona. Od zawsze miałam słabą kondycję, do tego torba ze wszystkimi przedmiotami, gdyż nie znałam planu lekcji, jeszcze bardziej spotęgowała mój wysiłek. Zatrzymałam się na chwilę i pochylona do przodu dyszałam ze zmęczenia. Nagle usłyszałam za sobą czyjś głos stłumiony śmiechem.
      - Nic ci nie jest? - kiedy się odwróciłam ujrzałam chłopaka z burzą loków i słuchawkami na szyi. Jego postawa była wyluzowana. Trzymał ręce w kieszeniach, a nogi rozstawił w lekkim rozkroku. Na jego widok szybko się wyprostowałam i zakłopotana wydukałam
      - N-nie, po prostu nie jestem najlepsza jeśli chodzi o jakikolwiek wysiłek fizyczny - lokowaty zaśmiał się z mojego wyznania. - A gdzie się tak śpieszysz yyy...
      - Wystawił przed siebie dłoń, jakby znał moje imię, ale je zapomniał. - Leonie, jestem Leonie.
      - A więc, gdzie się tak śpieszysz Leonie?
      - Do szkoły - spoglądnęłam na zegarek - Jeszcze pięć minut, może zdążę. Miło było...
      - Poczekaj, masz na myśli liceum Prince'a? - lekko pokiwałam głową - Do której chodzisz klasy? Jakoś nie za bardzo cię kojarzę… - Chciałam jak najszybciej zakończyć rozmowę, ale chłopak nie pozwalał mi odejść.
       - Jestem tu nowa, przeprowadziłam się z Bristolu. Mam chodzić do 1a - widać było, że moja odpowiedź usatysfakcjonowała chłopaka. Wyciągnął prawą dłoń, która do tej pory znajdowała się w jego kieszeni i zwrócił się do mnie
      - W takim razie witaj koleżanko klasowa - zdziwiłam się, ale i jednocześnie ucieszyłam, bo chłopak wydawał się całkiem sympatyczny.
      - To fajnie. Dobrze, że cię poznałam, bo sama chyba bym się tam nie odnalazła.
      - Nie przesadzaj, to liceum nie jest takie wielkie. Ma tylko jakieś 400 pomieszczeń - zażartował. Po chwili jednak dodał - Przepraszam! - podskoczył, jak oparzony - Nie przedstawiłem się. Jestem Harry Styles. Widzisz jaki niekulturalny typ ze mnie? - Nie mogłam się nie zaśmiać, do tego wszystkiego zdawał być się dziwnie nadpobudliwy. Wykonywał nerwowe ruchy i co chwila mrugał oczami.
      - Miło poznać. A ty nie śpieszysz się na lekcje? - chłopak zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział.
      - Akurat na twoje szczęście dzisiaj mamy na dziewiątą.- odetchnęłam z ulgą. Musiałam przyznać, że miałam wielkie szczęście, Co by to było, gdybym spóźniła się już pierwszego dnia. Wszyscy wzięliby mnie za nieokrzesaną dziewuchę, która nie ma zamiaru przestrzegać statutu szkoły.
      - Człowieku ratujesz mi życie, tak dostałabym chyba zawału biegnąc, jak szalona.
      - E tam, od razu szalona. Każdy ma jakieś swoje dziwactwa - puścił mi oczko - Czyli idziemy w tym samym kierunku? - spytał śmiesznym akcentem.
      - Tak, chyba tak - odparłam. Chłopak pokiwał zabawnie głową jakby się nad czymś, po czym dodał
      - Z miłą chęcią dotrzymam ci towarzystwa.
      W czasie drogi rozmawialiśmy o wszystkim, to znaczy najwięcej Harry. Opowiadał mi o swoich przygodach z dzieciństwa. O incydencie w kościele, kiedy to ministrant z tacą podszedł do niego, a ten odpowiedział, że brat zapłaci i o wielu innych, z których uśmiałam się jak nigdy. Staliśmy przed budynkiem szkoły. Chłopak przepuścił mnie w drzwiach, na co ja cichutko się zaśmiałam. Stałam teraz na brzoskwiniowym korytarzu. Pod jego ścianami były uszeregowane czerwone szafki. Miałam ważenie, że nigdy bym ich nie policzyła. Pomieszczenie wydawało się ciągnąć w nieskończoność. Podążałam za chłopakiem. Myślałam, że kierujemy się w stronę klasy, gdzie miała odbyć się druga lekcja. Posiedzimy tam na ławce i zaczekamy na dzwonek, który miał zadzwonić za 20 minut. Jednak on miał inne plany.
      - To co idziemy na lekcje? - Stanęłam jak wryta. – Co? przecież mamy na dziewiątą - powiedziałam lekko poddenerwowana. Harry spoglądając na swoje buty tylko się zaśmiał.
      - Kłamałem - to słowo wypowiedziane z jego ust wprowadziło mnie w stan odrętwienia. Jak mógł mi to zrobić? Przecież teraz rozniesie się, że jestem nieodpowiedzialna. Wszyscy nauczyciele wyrobią sobie o mnie negatywne zdanie.
      - Że co? Zgłupiałeś? Przecież nie mogę sobie na to pozwolić, do tego w pierwszy dzień nauki! - krzyknęłam.
      - Wyluzuj, nic takiego się nie stało. Przyznaj, że było fajnie? - Już miałam mu wygarnąć, ale po krótkim zastanowieniu doszłam do wniosku, że podobał mi się spacer w jego towarzystwie. Nagle w mojej głowie rozbudziła się panika.
      - Boże, i co ja teraz zrobię? - szeptałam sama do siebie, krążąc wokół własnej osi.
      - Nie przeżywaj, chodź - Harry powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Pewnie, gdybym wyszła teraz ze swojego ciała i zobaczyła moją minę zareagowałabym tak samo.
      - Ale po co? To nie ma sensu, tylko się ośmieszę, przecież to nawet nie będzie spóźnienie... To będzie całkowite olanie! Widać było, że chłopak coraz bardziej się niecierpliwi, do tego nie pozwalałam dojść mu do głosu. Wreszcie się wciął.
      - A co wolisz mieć nieobecność? - W tej sekundzie mnie zatkało, nie wiedziałam co robić, każde wyjście mnie pogrążało. Oparłam się o ścianę i głęboko westchnęłam. Nagle poczułam ciepło na mojej dłoni. To Styles złapał mnie delikatnie za rękę. Jego uśmiech, sprawił, że przez chwilę zapomniałam o problemach.  - Zaufaj mi, mam plan - Po tych słowach pociągnął mnie w stronę drzwi


niedziela, 16 lutego 2014

PROLOG


  Perspektywa Leonie

       Tak już ten świat został stworzony, że jeśli do czegoś się mocno przywiążemy, to coś musi stanąć na przeszkodzie, żeby to zniszczyć. Wtedy te wszystkie lata znajomości w jednej sekundzie rozpadają się na miliony malutkich, szklanych kawałeczków, a po magicznej kuli pozostają tylko wspomnienia. Opuszczam moich przyjaciół, z którymi przez te lata zżyłam się tak mocno, jakby byli moim rodzeństwem. Zawsze marzyłam o młodszej siostrzyczce. Bawiłabym się z nią i chroniła przed niebezpieczeństwem. Niestety moja mama ma tylko mnie. Po wielu próbach zajścia w ciąże urodziłam się ja, a na temat drugiego dziecka lekarze mówili "Proszę nie robić sobie złudnych nadziei" Zawsze moja rodzicielka powtarza, że to cud, że jestem z nimi, że beze mnie ich życie nie miałoby takiego sensu. Cieszę się z awansu taty. Wiem, że to dla niego wielka szansa, ale chyba każdy na moim miejscu czułby niechęć. Przecież zostawiam moje dotychczasowe życie i zaczynam wszystko od początku. Chciałam zostać z babcią, ale ojciec się nie zgodził, ponieważ nie chciał obarczać staruszki opieką nad nastolatką. Wiek dojrzewania to trudny okres. Młodzież w tym czasie postępuje tak, jakby wykasowano im część mózgu, jakby nie widzieli co ich dookoła otacza. Ja jestem trochę inna niż wszyscy. Nigdy nie popełniłam żadnego wykroczenia, nie zapaliłam papierosa ani nie uciekłam z lekcji. U mnie w Bristolu nazywali mnie "tą świętą" co nie za bardzo mi się podobało. Nigdy nie miałam problemów z nawiązywaniem kontaktu z innymi , ale wolałam, gdy koło mnie nie kręciło się zbyt wiele osób. Lubię spokój i ciszę, w tedy można sobie przemyśleć kilka spraw i po prostu odpocząć. Zawsze siadałam na parapecie i obserwowałam żyjących ludzi. Właśnie jednym z niewielu plusów przeprowadzki jest to, że rodzice obiecali mi obniżony parapet w pokoju. Przyglądałam się również ich rutynowym czynnościom i chwilom zwątpienia. Kiedyś siedząc i rozmyślając spostrzegłam kłócącą się parę. Nie wiem co było powodem tego zajścia, ale wyczytałam z ich zachowania, że chłopak za wszelką cenę chciał zatrzymać dziewczynę i coś jej tłumaczył. Moja wyobraźnia wzięła górę. Od razu stworzyłam sobie całą historię sprzeczki. Otóż doszłam do wniosku, że nastolatek musiał zranić młodą kobietę, najprawdopodobniej przez oglądanie się za innymi. Tak, to częste zachowanie facetów. Nie wiadomo dlaczego, ale zawsze ich głowy obracają się o 180 stopni, kiedy koło nich przejdzie jakaś blondynka. No właśnie blondynka, dlaczego mężczyźni wolą właśnie je? To pytanie od wieków nurtuje każdą brunetkę. A może zachowywał się niestosownie w towarzystwie kumpli? Przeważnie faceci udają ważniaków przy swoich znajomych, a później kiedy towarzystwo się rozejdzie są kochający i troskliwi. Zastanawiacie się skąd takie domysły w mojej głowie? Tak na prawdę nie wiem, po prostu często wyobrażam i dodaję sobie swoje scenariusze. A jeśli chodzi o facetów, to każdy jest taki sam. Wszyscy chcą zwrócić na siebie uwagę i pokazują jacy to oni nie są ślini i odważni. Może sformułowanie "faceci" jest tu nieodpowiednie, gdyż miałam na myśli swoich kolegów ze szkoły - byłej szkoły. Przecież oni to jeszcze dzieci. Jak to mówią, mężczyźni są o 4 lata opóźnieni w rozwoju od kobiet. Może to dziwne, ale jeszcze nigdy nie miałam chłopaka. Dlaczego? Pewnie największą przyczyną jest to, że nie lubię tłocznych imprez i innych miejsc, w których życie towarzyskie kręci się na najwyższych obrotach. Czuję się tam niestosownie i nieśmiało, a to wszystko sprawka mojej niskiej samooceny. Nigdy nie tolerowałam swojego wyglądu, od najmłodszych lat moje proste i bezkształtne nogi przyprawiały mnie o furię. Do tego odstające uszy, które zawsze próbowałam chować za pasmami rozpuszczonych włosów sprawiały, że czułam się mało atrakcyjna, wręcz śmieszna. Niestety nikt nie jest idealny, ale mój problem polega na tym, że ja nie widzę w sobie żadnych plusów. Może dlatego jestem ciągle sama. Moja mama i koleżanki powtarzają mi, że jeszcze mam czas, że jeszcze nadejdzie to prawdziwe uczucie, ale chyba jak każdy chciałabym zasmakować tego szczęścia, jakim jest miłość.
      - Córeczko wstawaj, już dojeżdżamy - wyszeptała mama, tym nieskazitelnie delikatnym głosem. Jednak ja nie spałam, siedziałam opierając się głową o szybę i rozmyślałam. Rozmyślałam, nad moim dalszym życiem. W tym momencie zatęskniłam za starym domem jak nigdy wcześniej, teraz kiedy to jestem od niego oddalona o 200km. Rozciągnęłam się i obszernie ziewnęłam. Niby pasażerowie w czasie jazdy nic nie robią, ale człowiek po takiej trasie jest niemiłosiernie zmęczony. Przetarłam oczy i nie do końca kontaktując co się dookoła mnie dzieje wymamrotałam.
     - A ile jeszcze?
     - Nasz dom znajduje się na końcu ulicy, już nie daleko - odparł tato. Co się później okazało ulice w Londynie są bardzo długie, gdyż jechaliśmy jeszcze przez 10 minut.
       Wygramoliłam się z samochodu z wielkim trudem. Moje nogi były jak z waty, do tego krążyły po nich nieprzyjemne mrówki. Nic dziwnego przesiedzieć 8 godzin w prawie całkowitym bezruchu to usprawiedliwia. Nagle moje ciepłe ciało omiótł chłodny wiatr. Niby słyszałam, że Londyn to kraina deszczu i chmur, ale myślałam, że to tylko stereotyp. Wzięłam swoje bagaże, których nie miałam za wiele. Resztę mieli nam dowieść dopiero w przyszłym tygodniu. Stąpałam po wąskiej śnieżce z czerwonej kostki brukowej, dookoła jej kwitły piękne, białe róże. Krzewy rosnące po prawej stronie nadały temu miejscu jeszcze milszej atmosfery. Zauważyłam, że na środku małego ogródka stoi drewniana huśtawka. Widać było, że już dawno nikt na niej nie siadał, a o bujaniu nawet nie wspomnę, lecz wiedziałam, że podczas naszego pobytu znów wyłoni się z niej życie. Kiedy tato przekręcał zamek w drzwiach, poczułam nagły napływ gorąca, to oznaki stresu spowodowały powstanie malutkich kropelek potu na moich skroniach. Bałam się zobaczyć mój nowy dom, bałam się, że nie znajdę w nim cząstki siebie. Kiedy drzwi były już otwarte, tato uśmiechnął się serdecznie i charakterystycznym gestem ręki zaprosił mnie do środka. Przeszłam przez futrynę, ciągle patrząc na swoje stopy. Niby to nic wielkiego, ale ja na prawdę przeżywałam zmianę miejsce zamieszkania. Wiedziałam, że nie ma odwrotu, ale obawiałam się spotkać twarzą w twarz z prawdą. W pewnym momencie jakaś nadludzka siła kazała podnieść mi głowę. Kiedy to zrobiłam ujrzałam duży, pomalowany na kremowo salon i połączoną z nim niebieską kuchnię. Mój zachwyt był jeszcze większy, keidy zauważyłam kominek, którego otaczały białe fotele. Na samą myśl, że będę mogła przesiadywać przy nim wieczorami, na mojej twarzy pojawił się znikomy uśmiech.
     - I jak wam się podoba nasze nowe gniazdko dziewczyny? - spytał rozradowany tato. W pewnej chwili pomyślałam, że może nie będzie aż tak źle, ale wiedziałam, że piękny dom to nie wszystko.
     - No... fajnie - wykrztusiłam, wymuszając uśmiech.
     - Jest cudownie! - krzyknęła mama, przez co nieco się wzdrygnęłam - I jaka kuchnia - przejechała dłonią po grafitowym blacie - Będę wam w niej gotować pyszne obiadki.
      - Leonie, idź zobaczyć swój pokój. U góry, pierwsze drzwi po lewo - oznajmił rodziciel. 

      Weszłam po mahoniowych schodach, które nieco skrzypiały pod stopami. Znalazłam się w małym korytarzyku. Na jego ścianach widniały puste ramki, pewnie pozostałości po poprzednich lokatorach. Podeszłam do wskazanych drzwi, delikatnie przycisnęłam klamkę i weszłam do środka. Pierwsze co przykuło moją uwagę, był upragniony parapet obłożony niebieskimi poduszkami. Na ten sam kolor zostały pomalowane ściany pomieszczenia. Łóżko było obszerne i jak się później okazał bardzo wygodne. Położyłam swoje rzeczy obok biurka i zbliżyłam się do okna. Usiadłam na puszystych poszewkach i ukajałam swoje myśli pięknym widokiem. Widziałam wiele drzew, jedne małe i krzaczaste drugie zaś wysokie, których liście stanowiły małą cząstkę całości. Lepszego krajobrazu nie mogłam sobie wymarzyć, nigdy nie pomyślałabym, że będę mieć okno z widokiem na park. Była godzina szczytu, dlatego spora liczba osób chrzątała się po skwerze. Jedni spacerowali z psami, które może były ich jedynymi przyjaciółmi, inni siedzieli na ławkach i wsłuchiwali się w ćwierkot ptaków. W tym momencie wyobraziłam sobie siebie na ławce w parku... samotnie, czytającą lekturę szkolną i co chwila spoglądającą na zegarek, by przypadkiem nie spóźnić się na kolację. Przekartkowuje kolejne strony, a obok mnie w dalszym ciągu nikogo nie ma. Nagle wstaję i powolnym krokiem kieruję się w stronę budki z watą cukrową. Spacerując zajadam się smakołykiem. Nagle staję i wpatruję się w coś jak w obraz, jak w coś czego strasznie pragnę. To staruszkowie, malutkimi kroczkami prowadzą siebie nawzajem nigdzie się nie śpiesząc, bo najważniejsze, że mają siebie. W pewnej chwili obudziłam się ze świata marzeń i przykucnęłam przy bagażu. Szperałam w nim jakiś czas, po czym wyciągnęłam żółty notesik. Usiadłam przy biurku i otworzyłam go na ostatniej, zapisanej do połowy kartce. Chwilę się zastanawiałam lecz po chwili zaczęłam pisać.

12.03.

"Drogi pamiętniczku, zaczynam nowy rozdział w życiu. Mam nadzieję, że przeżyję w nim coś niezwykłego..."

                           

                                                           ~~~~~~*****~~~~~~

       Witajcie kochani, mamy prolog. Dziękujemy za wszystkie miłe komentarze, one na prawdę dają nam mocnego kopa do pisania i radość, że komuś podoba się to co tworzymy. U nas właśnie zaczęły się ferie, to znaczy na papierze dopiero jutro, ale my czujemy już klimat zimowego szaleństwa.
Może szaleństwo to przesada, bo zapewne te dwa tygodnie spędzimy przy telewizorze i czekoladzie, no ale zawsze to lepsze niż szkoła. No i oczywiście będziemy pisać kolejne rozdziały. A jak tam u was już po feriach? Jeszcze raz wielkie dzięki. Pozdrowienia ;)

środa, 12 lutego 2014